Coś tu nie gra...

Nigdy na tym blogu nie podejmowałem takiego tematu ale poza nim nie ma miejsca gdzie mógłbym wyrazić swoją opinię. Może ktoś przeczyta, przemyśli…

To co widzicie to szpital onkologiczny a osoby na zdjęciu to pacjenci oczekujący na konsultację lekarską w owym szpitalu.



Piszę o tym, ponieważ dotychczas nie zetknąłem się bezpośrednio z tym problemem a to co zobaczyłem po prostu mną wstrząsnęło. Nie spodziewałem się tego, że przechodząc kilka razy tym korytarzem spotkam tyle znajomych twarzy, nie zdawałem sobie sprawy, że „kolejka” w szpitalu wygląda właśnie tak.

Wyobrażacie sobie jak czuje się człowiek stojący w takiej kolejce? Człowiek pełen niepokoju, czarnych myśli, stresu i przygnębienia… Sytuacje ze zdjęcia to jest dramat i niestety obraz czasów w których żyjemy. Zamiast poważnie rozmawiać o tym problemie fascynujemy się brutalną walką o pracę kilkudziesięciu rządzących,  tym czy będą mieli możliwość pozbawienia pracy jednych i dania jej drugim, czy zrealizują swoje marzenia, słyszymy o kotach, broszkach, zegarkach, grymasach,  garniturach, czyimś wyjeździe na Maderę, itp.

Przecież wcześniej czy później większość z nas będzie w takim miejscu, czy to jako pacjent czy odwiedzający chorego…

Tej części Polaków, którzy w takich warunkach właśnie oczekiwali i oczekują na być może najważniejszą konsultację medyczną w życiu nie przywrócono niestety godności zarówno wtedy kiedy Polska była „zieloną wyspą” jak i nie przywraca teraz kiedy mówi się w blasku fleszy o zwiększonych dochodach z VAT, o wspaniałej sytuacji budżetu. Słowa nic nie zmieniają, optymizm i plany na przyszłość płynące z ekranu telewizora nie zmienią ani trochę sytuacji tych ludzi. Co ciężko choremu człowiekowi po takich informacjach w dodatku, kiedy mówi się mu że za kilka lat będzie lepiej ponieważ przeznaczymy ileś tam procent PKB na służbę zdrowia? Śmiem twierdzić, że większość z osób powtarzających tą śpiewkę o PKB nie rozumie tego o czym mówi a tym bardziej nie rozumieją tego pacjenci.

Już prawie trzydzieści lat trwa zmienianie naszego kraju a temat ze zdjęć jest przerzucany jak gorący kartofel kiedy w międzyczasie, po cichu umierają ludzie, często właśnie na wskutek przedłużającego się oczekiwania na leczenie.

Propaganda, którą jesteśmy karmieni od lat dziewięćdziesiątych  spowodowała, że wszyscy uwierzyli i zaakceptowali to, że służba zdrowia to „worek bez dna” i stan jaki mamy obecnie musi trwać, w kolejkach trzeba czekać, nic nie da się zrobić a tak naprawdę to najlepiej leczyć się prywatnie.

System ten wykorzystuje brutalnie to, że człowiek mający nadzieję na uleczenie, zdolny jest do każdych poświęceń, będzie czekał i prosił o pomoc w każdych warunkach, będzie zadłużał się i płacił każde pieniądze byleby przeżyć.

Może wartałoby się zastanowić czy, kolejki w służbie zdrowia służą innym „wyższym” celom? Być może one nigdy nie powinny zniknąć gdyż komuś na tym zależy, żeby nie zniknęły…

Przecież dzięki nim właśnie, dzięki frustracji pacjentów funkcjonuje prywatna służba zdrowia więc dlaczego miałoby się cokolwiek w tym temacie zmienić?

Wielu panów w drogich garniturach zarabia spore pieniądze właśnie dzięki  sytuacji pacjentów publicznej służby zdrowia.

Wokół tego biznesu kręci się poważne i bezwzględne lobby, które na różne sposoby próbuje sprawić aby zapadały korzystne dla nich decyzje w zakresie refundacji leków, zakupu sprzętu czy zaopatrzenia.

Śmiem twierdzić, że gdyby sytuacja w służbie zdrowia się poprawiła upadłoby wiele intratnych interesów i dlatego każdy kto się bierze za naprawę tej sytuacji, pod wpływem różnorakich nacisków po jakimś czasie opuszcza ręce i zaczyna płynąć z prądem: byleby powiedzieć, że coś się zrobiło, że coś się chciało zrobić.

Jak inaczej można wytłumaczyć to, że w naszych czasach ludzie chorzy na raka muszą czekać na spotkanie z onkologiem w takich warunkach? To jest tylko wierzchołek góry lodowej.

Wyobraźcie sobie, że za drzwiami korytarza  na zdjęciu urzęduje lekarz onkolog, który ma tylko kilka minut na wystawienie prawidłowej diagnozy, wiedząc, że na korytarzu oczekuje tłum zdesperowanych, wystraszonych i pełnych nadziei pacjentów.

Odpowiedzialności jaką ma na swoich barkach jest ogromna. Kilkadziesiąt osób dziennie, kilkaset osób miesięcznie, kilka tysięcy rocznie. Dzień za dniem takie same warunki, tyle samo lub więcej osób a nie ma żadnego marginesu na pomyłkę, dla każdego z oczekujących jego życie jest najważniejsze, każdy chce być obsłużony godnie i profesjonalnie.

Lekarze i obsługa uwijają się jak w ukropie, są mili, cierpliwi, wykazują zaangażowanie i zainteresowanie w stosunku do każdego pacjenta. Podziwiam ich za to gdyż nie każdy ma w sobie tyle siły, żeby wstać rano i z takim samym podejściem iść do tak odpowiedzialnej pracy, szczególnie kiedy na horyzoncie nie widać żadnego widoku na prawdziwą zmianę – beznadzieja.

Czy ktoś z rządzących miałby odwagę nagle odwiedzić taką poczekalnię? Przyjechać czarną beemką na sygnale, zrobić wiatr i wyjść?  Odwiedzić miejsce przepełnione smutkiem, cierpieniem, oczekiwaniem i nadzieją. Co miałby powiedzieć skoro nie będzie oklasków i uśmiechów na twarzach rozmówców. Co mógłby im obiecać? Myślę, że spaliłby się po prostu ze wstydu, ktokolwiek by to nie był, teraz czy przed laty.

Nie mogę zrozumieć kolejnych ministrów zdrowia, wywodzących się przecież ze środowiska służby zdrowia, łagodniejących nagle po objęciu stanowiska. Myślę, że aby pozostać „normalnym” w świecie polityki, trzeba być naprawdę odpornym psychicznie: dziennikarze, kamery, mikrofony, ochroniarze, limuzyny, samoloty, ukłony z każdej strony powodują, że osoby na górze przestają być sobą, oddalają się szybko od ideałów i środowiska z którego pochodzą a zaczynają bardziej martwić się o sondaże, popularność, reelekcję.

Niezmiernie łatwo jest posłowi czy ministrowi nie zauważać takich problemów skoro, ze względu na swoją pozycję społeczną, bardzo rzadko odwiedza takie miejsca a jeżeli już odwiedza, to pomimo, że być może nawet tego  nie oczekuje, jest traktowany lepiej niż pozostali pacjenci.

Służba zdrowia a w szczególności onkologia to jest walka o przeżycie człowieka, walka dla której czas  biegnie o wiele szybciej a którego tak mało poświęca się w debacie publicznej.

Sytuacja ciężko chorego Polaka jest pełna paradoksów i niesprawiedliwości.

Kiedy na raka (lub inną ciężką chorobę) zachoruje dziecko:

  • Pierwszy cios na rodziców spada od lekarza przy diagnozie – „wyrok” można by powiedzieć.

  • Jeżeli rodzice pracują to przynajmniej jeden z nich musi z pracy zrezygnować – powoli stają się biedakami

  • Rozpoczyna się spanie na podłodze przy łóżku w szpitalu (jeżeli w ogóle jest taka możliwość) – czas niepokoju, stresu i przygnębienia.

  • Bardzo często -  zamiast w pełni zaangażować się we wspieranie chorego dziecka rodzice muszą zacząć myśleć o tym skąd wziąć pieniądze na jego leczenie.

  • Często rodzic otrzymuje informację od lekarza, że jest lek czy metoda leczenia, ale nierefundowana przez Państwo - warto spróbować w NFZ – może coś się uda wskórać.

  • Urzędnik w NFZ wydaje kolejny wyrok mówiąc, że się nie da, takie są procedury... W wolnym tłumaczeniu: „co prawda w Polsce jest zagwarantowana bezpłatna opieka medyczna ale właśnie planujemy zakup rakiet za 10 miliardów dolarów, 50 helikopterów za 13 miliardów zł oraz sporo innych narzędzi do zabijania, do tego jeszcze budujemy nowe lotnisko i przekopiemy kawałek ziemi a to kolejne kilkadziesiąt miliardów zł  – Twoje dziecko musi umrzeć, jego życie zostało wycenione o wiele za drogo, to się po prostu nie opłaca. Ale proszę spróbować w internecie… Może uda się uzbierać pieniądze.

  • W tym momencie rodzice już stają się biedakami, zadłużają się, być może oboje tracą pracę, wyprzedają co się da byleby tylko uzbierać pieniądze.

  • Jeżeli człowiek wie, gdzie się udać, do jakich drzwi zapukać, jeżeli spotka na swojej drodze dobrych ludzi, uda się uzbierać te pieniądze i odnieść sukces. Co jeżeli jednak nie uda się tych pieniędzy zebrać? Do końca żyje z pytaniem \, czy mógł zrobić więcej, czy nie zawiódł..

  • Bardzo często, apele o pomoc dla chorych dzieci przekazywane są dalej przez posłów i senatorów. Chwała im za to ale zastanawiam się, dlaczego nie zadumają się chwilę nad tym paradoksem. To oni decydują, nie ma nikogo wyżej ponad nich, kto jak nie oni miałby tą sprawę jakoś uporządkować.  Dlaczego nie słychać w tym temacie krzyku z mównicy sejmowej?

Kiedy na raka (lub inną ciężką chorobę) zachoruje matka lub ojciec:

  • Jeden z rodziców nie pracuje bo jest chory, drugi często musi przestać pracować, żeby opiekować się współmałżonkiem. Dochody zmniejszają się do chorobowego lub marnego zasiłku, wydatki na leczenie, przejazdy, konsultacje rosną. Do tego trzeba utrzymać dom, rodzinę, ponosić wszystkie niezbędne wydatki, które ponosiło się przed zachorowaniem. Oni również powoli stają się biedakami.

  • Ponownie zaczyna się „procedura” opisana powyżej, beznadziejna i często bezduszna.

Jeżeli już uda się wyleczyć pacjenta z nowotworu lub innej ciężkiej choroby, trzeba starać się o utrzymanie go w dobrej kondycji. Tu znowu pojawiają się przed opiekunami schody podobne do tych które przeszli wcześniej. Co myśli rodzic kiedy słyszy z ust człowieka odpowiedzialnego za służbę zdrowia takie lub podobne słowa: „nie stworzyliśmy osobnej grupy limitowej dla leków dla dzieci po przeszczepach, bo byłaby to podstawa do podobnych roszczeń w odniesieniu do innych leków”.

No cóż.. Słowo „roszczenie” nie brzmi w tej sytuacji zbyt dyplomatycznie ale najlepiej chyba oddaje sytuację do której tak się przyzwyczailiśmy.  "Roszczenie z tytułu chęci przeżycia…"

Nie da się zmienić służby zdrowia w rok czy dwa ale coś w końcu trzeba zrobić. Trzeba jednak kiedyś podjąć jakieś decyzje…

Patrząc na postępującą ilość wykrywania chorób nowotworowych, samo zwiększenie nakładów finansowych nic nie da – na tym korytarzu nie zmieści się już więcej ludzi, lekarze w tym szpitalu nie wyleczą więcej pacjentów ponieważ tam po prostu nie ma miejsca.

Są dwa wyjścia z tej sytuacji; można wydłużać czas oczekiwania na leczenie (tak jak dotychczas) co w przypadku nowotworów oznacza często przedwczesną śmierć pacjenta lub jego krótsze życie albo można wybudować w Polsce więcej szpitali onkologicznych, żeby tych pacjentów godnie i jak najszybciej poddawać leczeniu.

Roczny budżet NFZ to około 74 miliardy zł. 1% oszczędności w skali roku daje 780 milionów zł. Często wystarczy dobrze negocjować… Często wystarczy po prostu mądrze wydać pieniądze.

Coś tutaj nie gra…



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

śmieci

Przedszkole w Nowym Wiśniczu